***
– A dlaczego ten pan został zamordowany? – spytało dziecko
– Bo był dobry – odparła mama.
– To nie można być dobrym? – zdziwiła się dziewczynka.
– W tamtych czasach nie można było.
***
Lekcja historii
12 maja na terenie byłego obozu koncentracyjnego Mauthausen odbyły się uroczystości związane z kolejną rocznicą wyzwolenia. Nie zabrakło przedstawicieli wielu krajów świata. W obchodach wzięli udział również Polacy.
Uroczystości rozpoczynały msze lub nabożeństwa sprawowane w językach narodowych pod pomnikami upamiętniającymi ofiary kaźni. Mauthausen skonstruowane jest bowiem tak, że każda nacja, której przedstawiciele zginęli na terenie obozu, ma swój pomnik. Po nabożeństwach miały miejsce oficjalne uroczystości i składanie wieńców. Wśród delegacji – byli więźniowie albo rodziny byłych więźniów, w obozowych strojach albo chociażby chustach, składający hołd swoim kolegom. A przy tym bardzo dbający o to, by pomóc mniej sprawnym kolegom, wzruszające: „proszę, pomóżcie mu, żeby on tu wszedł, on musi iść z nami.” Ludzie w pasiakach trzymający się za ręcę. Kiedy pomyśleć, jakie przeżycia kryją się za tym gestem, porusza do głębi. Zresztą podczas przemówień gromkimi oklaskami nagrodzono tylko byłych więźniów. To nie funkcja stała dziś w centrum, ale człowiek. Ten najskromniejszy, który własnym życiem dopisywał i świadectwem dopisuję kartę do historii Polski.
Polska delagacja odwiedziła też obozową ekumeniczną kaplicę i miała okazję by zobaczyć odsłoniętą niedawno tablicę upamiętniającą Henryka Sławika, który w trakcie drugiej wojny światowej dzięki wystawieniu fałszywych dokumentów uratował kilka tysięcy Żydów przed zagładą. Swoistym przeżyciem było też przejście Schodami Śmierci. Gdyby nie świadomość, w jakim miejscu się znajdujemy dolina, do której prowadzą schody śmierci w Mauthausen byłaby niekłamanym cudem natury. Może ten cud to pomnik jaki sama natura, będąca niemym świadkiem kaźni postawiła pomordowanym lub zadręczonym katorżniczą pracą?
Krótkie odwiedziny w Gusen, po którym oprowadził nas był więzień, i widok pieca krematoryjnego choć poruszającem nie były jednak centralnym punktem programu. Ten stanowiła:
Historia żywa
Obecna we wspomnieniu ośmiogodzinnego apelu w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, graną wtedy kolędą „Stille Nacht”, obecna we wspomnieniu głodowych racji żywnościowych zmuszających ludzi do jedzenia zwierząt czy w aktach skrajnej desperacji – kanibalizmu. Historia obecna we wspomnieniu odebranej tożsamości, wydarzającą się w momencie przypisania numeru, służącego zamiast imienia i nazwiska, który rozpoczynał proces „wtłaczania człowieka w błoto”. Historię ubioru, wiecznie mokrych zimowych płaszczy, niemożliwości umycia się, koszul, w których brakowało pleców, jednej pary spodni. Butów. Tych zachowanych z dawnego życia. A może życia po prostu? A po ich odebraniu drewnianych chodaków zakładanych na bosą skórę, także zimą. Potwornych warunków higienicznych. Historię zamkniętą w poruszającym świadectwie kobiecej odwagi, która kazała drużniczce i jej synowi podejść do więźniów pracujących przy budowie semaforu i ich nakarmić mimo zakazu SS. Ludzki odruch, „Nie będziesz mi smarkaczu rozkazywał! (słowa były dużo ostrzejsze, co wymagało nieludzkiej odwagi) Moi dwaj synowie walczą na froncie wschodnim i może właśnie teraz też czekają aż ktoś podejdzie do nich z ciepłą zupą” Banalny gest, który mógł kosztować życie. Historia, której jak życzył nam Bohater tego dnia nie ma prawa się więcej powtórzyć, i to przede wszystkim my, młodzi ludzie jesteśmy za nią odpowiedzialni. I najważniejsze słowa Konsula Generalnego Polski: „pamiętajmy byśmy zawsze byli jak ta kobieta, byśmy nigdy nie musieli wyrzucać sobie, że mogliśmy zrobić coś dobrego, a tego nie zrobiliśmy.”
Warto ndamienić, że w trakcie opowieści byłego więźnia i po niej na sali w Linz panowała absolutna cisza. I to ona mówiła najwięcej. Podobnie jak to, że większość chciała potem choćby uścisnąć dłoń gościa.
Statystycznie
Liczby są zatrważające, na kilka dni przed wyzwoleniem notowano ok. 550 zgonów dziennie. Kiedy zamiast tej masy zobaczyć pojedyńcze ludzkie istnienia, poraża fakt, że każdy z tych mężczyzn był czyimś synem, może bratem, może ojcem, dziadkiem, wujkiem, sąsiadem. Każda śmierć była tragedią tego człowieka i jego rodziny. Rodzinom ofiar proponowano za 50 marek wysłanie prochów zmarłych. W piechach krematoryjnych spalano jednak zwłoki w zatrważającej ilości, i właściwie nie było szans by otrzymane prochy były prochami najbliższych.
***
W Mauthausen więziono około 200 000 mężczyzn, z czego jedną czwartą stanowili Polacy. 30.000 naszych rodaków zostało zamordowanych. Cześć Ich pamięci!
Anna Maria Gacek