To prawda. Wiedeń kusi, uwodzi i urzeka. Co zdarza się mieszkańcom (nawet tym czasowym) wszystkich urokliwych miast – na co dzień nie doceniamy piękna miejsca, w którym żyjemy. Zmieniając linie metra, łapiąc autobusy, czekając na tramwaj, myślimy raczej o naszych obowiązkach niż na chwilę podnosimy głowy ponad tablice z rozkładami jazdy. Miasto doceniają turyści. Nie znam nikogo, komu stolica Austrii nie przypadłaby do gustu.
Jeśli ktoś planuje wybrać się tu na weekend, warto by dobrze zaplanował sobie pobyt. Czasu nie starczy nawet na zobaczenie wszystkich budynków z zewnątrz. Nie mówiąc o innych urokliwych miejscach np. parkach. Nieśmiertelne punkty programu to na pewno: Stephansdom (katedra), Karlsplatz z budynkiem Opery, Parlament, Ratusz i choć pół godziny, by obejść plac Museumsquatier, na którym znajduje się cały panteon muzeów. Oczywiście plan zwiedzania warto zacząć od pytania co mnie osobiście interesuje, czy wolę obejrzeć katedrę, zamek Schönnbrunn a może najdłuższy budynek Europy znajdujący się przy końcowej stacji metra U4 czy może zobaczyć piękną i nowoczesną dzielnicę położoną nad pięknym i modrym Dunajem?
Zaletą większości muzeów jest fakt, że niemalże wszystkie znajdują się w ścisłym centrum. I już sama zewnętrzna architektura budynków robi niesamowite wrażenie (może poza Wagenburgiem – muzeum, na którego zwiedzenia potrzeba niecałej godziny, ale o tym innym razem). Wspomniane Museumsquatier to żywa historia, która imponuje. Do placu dojeżdża zarówno metro (linia U2), jak i tramwaje – by wymienić tylko te jadące przez najważniejsze punkty Wiednia – 1,2, D,71 (przystanek Burgring). Pewnie da się dotrzeć też autobusem. Wszystko zależy od tego skąd podróżujemy. By zaplanować szybkie dotarcie na miejsce, środkami komunikacji publicznej, warto skorzystać z doskonałej strony www.wienerlinien.at. Wiedeńska komunikacja miejska bez zbyt wielkiej przesady należy do jednej z najlepszych na świecie. Wszak miasto ma jakość życia na świecie najwyższą, a to zobowiązuje.
Zresztą większość zabytków zlokalizowana jest w pierwszej dzielnicy miasta. Co pozwala temu, kto chce tylko szybko i pobieżnie zorientować się, jaki jest duch Wiednia, na wykorzystanie w tym celu kilku godzin. Spaceru w wersji dla aktywnych, wysiadania co stację z tramwaju w wersji dla zmęczonych życiem. Jeśli ktoś chce się nad tym duchem zatrzymać, troszkę nim pożyć, nie wystarczy nawet tydzień. Miłośnikom sztuki, właściwie Sztuki przez wielkie S, można polecić Kunsthistorisches Museum (KHM Wien).
Cena biletu wstępu wynosi 14 EUR. W zbliżonej cenie są wstępy do pozostałych muzeów. Co ciekawe karta roczna (Jahreskarte), która umożliwia wstęp do 7 muzeów, przez 365 dni w roku bez żadnych ograniczeń kosztuje 34 EUR. Oznacza to, że będąc nawet kilka dni w Wiedniu i planując odwiedzić 3 muzea warto zainwestować w kartę roczną, może to jej posiadanie stanie się powodem kolejnej wizyty nad pięknym modrym Dunajem?
Do KSM Wien wybrałam się dla pewnego wybitnego malarza, którego Pocałunek reprodukowany jest na torbach, popielniczkach, długopisach i na oficjalnych kubkach tegorocznego jubileuszowego Wiedeńskiego Maratonu. Do niedawna w muzeum trwała akcja „Oko w oko z Klimtem”, bardzo dobra strategia PR – wszak nie od dziś wiadomo, że Austriacy to mistrzowie marketingu – skusiła i mnie. Na miejscu okazało się, że nie jest to żadna specjalna wystawa obrazów tego wybitnego malarza, a po prostu możliwość bliższego przyjrzenia się jego dziełom, dzięki zbudowanemu na tę okazję mostowi. I choć nutka rozczarowania pozostała, w muzeum spędziłam całe niedzielne popołudnie. Niemal cztery godziny zajęło mi przejście piętra sztuki malarskiej, i z pewnością nie zdążyłam zobaczyć wszystkiego. Co chwilę zatrzymując się i łapiąc odpowiednią dla mojego odbioru sztuki perspektywę.
Na uwagę zasługuje organizacja muzealnej przestrzeni. Obrazy często (nie zawsze) porozwieszane są tak, że przysiadając na chwilę na wygodnej kanapie dokładnie widzimy dzieło w ogromnej skali. Wśród zwiedzających można zauważyć uczących się do egzaminu studentów, którym być może kontemplacja sztuki pomaga w przyswajaniu materiału, małe dzieci, rodziny, ludzi młodych, starszych. Można się nie spieszyć, można niemalże przebiegać kolejne sale, rzucając przelotne spojrzenia na kolejne działa, można się też zatrzymać i zatopić w przeżywaniu sztuki. Malarstwo to jeden z działów. Mój ulubiony więc resztę skrzętnie przemilczam. Jednak nawet jeśli nie interesują nas monety, warto wjechać na ostatnie piętro (gabinet monet) budynku, by z góry przyjrzeć się jego architekturze. Ten widok po prostu zachwyca.
Będąc szczęśliwą posiadaczką karty rocznej, zwiedziałam większość obiektów, do wstępu do których mnie ona uprawnia. Do większości nie wrócę z własnej woli. Do KHM wybieram się już w najbliższym czasie, pomimo tego że wizyty zawsze prowokują mnie do postawienia pytania: co po nas zostanie? Komputery? Płyty CD, które już za chwilę się zutylizują? E-booki? Chociażby po to, by sprowokować taką dyskusję, mogę to miejsce spokojnie i Państwu polecić. Do zobaczenia w galerii malarstwa na drugim piętrze!
Anna Maria Gacek
Wszelkich potrzebnych do zaplanowania wizyty informacji można poszukać tutaj:
http://www.khm.at